Urodziłem się 10 maja 1921 roku w Wilnie. Szkołę Powszechna ukończyłem w 1935 r. W Niemenczynie. Po wybuchu wojny w 1939 r. Mieszkałem w miejscowości Luciany n/Wilią. Najbliższymi moimi kolegami byli Kazik Baniewicz oraz Franek Parszuto. Po wycofaniu się 23-go Batalionu KOP z Niemenczyna we wrześniu 1939 r. podjęliśmy samorzutnie gromadzenie broni i amunicji pozostawionej przez Polskie Wojsko. W kwietniu 1940 r. kol. Baniewicz nawiązał kontakt z organizacją podziemna ZWZ i mnie zwerbował, moim zadaniem było rozprowadzanie prasy podziemnej dostarczonej przez kol. Baniewicza. W czerwcu 1941 podczas wycofywania wojsk radzieckich zostały wysadzone magazyny broni i amunicji w lesie pod Niemenczynem. Pozbieraliśmy porozrzucane po lesie ok. 30 szt różnej broni w dość dobrym stanie, a częściowo zdatne do naprawy, w tym 2 rkm czeskie oraz amunicję i zmagazynowaliśmy w lesie i częściowo w moim miejscu zamieszkania. Następnie przeglądaliśmy, drobne naprawy dokonywał kol. Parszuto, ślusarz, i po przestrzelaniu, zakonserwowaniu odpowiednio chowaliśmy. W maju 1942 zostałem zaprzysiężony do ZWZ wobec kolegi Baniewicza i od tego czasu w sprawach konspiracyjnych podlegałem wyłącznie jemu. W czerwcu 1943 r. podczas przypadkowego spotkania z patrolem policji litewskiej obaj wymienieni koledzy -zabijając 1 Litwina i ciężko raniąc drugiego- sami zostali ciężko ranni i dobici szpadlami przez litewskich policjantów. Odtąd zostałem sam, bez żadnego kontaktu w sprawach konspiracyjnych, z dość poważnym stanem sprzętu bojowego. Ponieważ sytuacja moja osobiście była bardzo niebezpieczna, bojąc się zmarnowania ciężko nagromadzonej broni, wtajemniczyłem dwóch kolegów Cieszumskiego Edwarda i Barcewicz Stanisława o ilości i miejscach przechowanego sprzętu. Jesienią 1943 roku częściowo posiadaną broń przekazałem oddziałowi polskich partyzantów AK, z którymi był w/w kolega Cieszumski. W lutym 1944 roku wspólnie z kuzynem Antonim Komarem rozbroiliśmy Polaka który służył ochotniczo w niemieckiej artylerii przeciwlotniczej i przebywał na urlopie, zabraliśmy karabin i kompletne umundurowanie. Podczas tej czynności zostałem rozpoznany i jako spalony musiałem zniknąć. 16 marca 1944 wraz z dwoma kolegami Barcewicz Stanisławem i Jarmołowicz Ludwikiem dobrze uzbrojeni, wiedząc o miejscu postoju I Wileńskiej Brygady AK dowódcy Juranda, dołączyliśmy do niej. Patrol tej brygady doprowadził nas nierozbrojonych do dowództwa, tam zostaliśmy wylegitymowani, zabrano nam dowody osobiste, a kiedy byłem niezdecydowany jaki pseudonim wybrać, d-ca Brygady – Jurand nadał mnie ps. „Taran”. Przydzielono nas do plutonu sierżanta WP znanego mnie osobiście Błachańca, ps. nie pamiętam, prawdopodobnie „Stary Kaszka” („Kaczan”) który był w Brygadzie wraz z synem, ps. „Lis”. Po pewnym czasie (10 maja 1944) zostałem odkomenderowany do drugiej drużyny plutonu szturmowego por. Koraba i do końca mojego pobytu w Brygadzie tam pozostałem. Brałem czynny udział we wszystkich akcjach tego plutonu, m.in.
-zasadzka na oddział niemieckiej ochrony kolei na odcinku Podbrodzie – Królewszczyzna,
-likwidacja posterunku litewskiej policji w okolicach Nowe Święciany,
-likwidacja osłony i zdobycie dwóch samochodów ciężarowych zaopatrzenia dla wojska w okolicy Świr,
oraz inne akcje których szczegółów nie pamiętam. Rozbrojenia przez NKWD i internowania do ZSRR udało mi się uniknąć gdyż około 15 lipca 1944 dwóch moich kolegów i ja zostaliśmy odkomenderowani do letniskowej miejscowości Spragielino n/Wilią (konspiracyjny punkt kontaktowy, szkolenie sanitariuszek i pomoc lekarska całą dobę, prowadzone przez lekarza i nauczyciela o nazwiskach nieznanych). Mieliśmy zabrać z zakonspirowanego punktu kilku chłopców, broń i marszem na skróty dołączyć do Brygady w okolicach miejscowości Sużany. Gdy zgodnie z rozkazem załatwiliśmy czynności i podążyliśmy na wyznaczone spotkanie z Brygadą, na przejeździe kolejowym wyminął nas schowanych w zaroślach radziecki samochód pancerny i po krótkim czasie z kierunku jego jazdy nastąpiła silna strzelanina. Nie mając wskazówek co do postępowania w takich przypadkach, powróciliśmy do punktu konspiracyjnego gdzie polecono nam czekać i po dwóch dniach 20 lipca 1944 rozejść się wg własnego uznania, bo skoncentrowane oddziały AK w Miednikach zostały przez wojska radzieckie rozbrojone i internowane do ZSRR. Zebrało się nas około dwudziestu z różnych oddziałów AK, dobrze uzbrojonych, zorganizowaliśmy dziki oddział i planowaliśmy przedostać się do Polski. Przy przejściu granicy w okolicach Krynki Białostockie wpadliśmy w zasadzkę radzieckich pograniczników i ostrzelani przez nich musieliśmy się wycofać. Staraliśmy się unikać spotkania i nie prowokować oddziałów bezpieczeństwa ZSRR, lecz kiedy uparcie dla nas dokuczali w szczególności „istrebitelni”, trzeba było odpowiednio ich uspokoić. Przetrwanie okresu zimy 1944/45 z powodu ciągłego niebezpieczeństwa i mroźnej zimy było bardzo trudne. Przy przechodzeniu przez zamarzniętą rzekę Swisłocz, w nocy załamał się lód i przy kilkunastostopniowym mrozie wpadłem do wody. Koledzy pomogli mi się wydostać i doprowadzili do najbliższej chaty, gdzie mnie odgrzano. W wyniku tego przeziębienia dostałem zapalenia płuc i chorowałem na melinie 2 miesiące. Wiosną gdy skończyła się wojna, prysły nasze nadzieje na jakieś zmiany. Ponieważ sytuacja nasza była wyjątkowo ciężka i niebezpieczna, gdy ogłoszono amnestię dla takich jak my, po uzgodnieniu ogólnym postanowiliśmy z niej skorzystać i ujawnić się. W uzgodnione z NKWD miejsce przyjechały dwie ciężarówki wojskowe prowadzone tylko przez kierowców. Zabrali nas z lasu dnia 30 lipca 1945 z bronią i przywieźli do Wilna ZPP ul. Zygmuntowska 8. Tam wobec oficerów radzieckich i polskich zdawaliśmy broń i amunicję oraz składaliśmy krótkie sprawozdanie z działalności w AK. Ponieważ nie posiadaliśmy żadnych dokumentów wydano nam karty ewakuacyjne i zaświadczenia do ewakuacji. Na podstawie tych dokumentów najbliższym transportem dnia 5 sierpnia 1945 przyjechałem do Polski, do Szczecinka, gdzie wstąpiłem do pracy na PKP jako zwrotniczy na stacji Szczecinek. W 1946 roku zostałem skierowany na 5-miesięczny kurs adiunktów w DOKP Szczecin. Po ukończeniu kursu od 1 października zostałem przydzielony na stanowisko dyżurnego ruchu na stacji Grzmiąca, gdzie pracowałem do 31 maja 1981 – do przejścia na emeryturę.